Dzisiaj zabieram wszystkich w podróż - w naszą wakacyjną podróż 2012, czyli ja + moja druga połowa + parę sympatycznych miejsc. Wszystko tak jak lubię, czyli w ekspresowym tempie, bo od zawsze wyznaję zasadę, że najlepiej jest "krótko, ale intensywnie" ;D
Nasze skromne, acz kolorowe wakacje rozpoczęliśmy zaraz po mojej piątkowej pracy i ruszyliśmy w trasę z Pruszkowa na Wrocław. Z biegiem czasu schodziliśmy na mapie w dół i w dół, przez góry i lasy, Duszniki Zdrój, Kudowę Zdrój, przez czeską autostradę aż do Pragi, potem do czeskich gór...
I to wszystko przy 2 dniach urlopu.*
Można? Można.
*Oczywiście wsadzonych między 3 kalendarzowe wolne ; )
Wrocław. Wracam do niego po raz trzeci i nie mogę się doczekać, aż znów zobaczę jego kolorowe magiczne zakątki, które darzę niezwykłym sentymentem. Dolny Śląsk + góry to idealny cel na szybkie wakacje, bo klimaty tych terenów w porównaniu do naszych ojczystych - północy i centrum, to zupełnie inny świat. Do tego zawsze chciałam pokazać to, co kocham we Wrocku swojemu D., który wcześniej nie miał okazji postawić tam nogi. Po raz pierwszy zrobił to w deszczowy piątkowy wieczór, a ponieważ pogoda wyraźnie zniechęcała do spaceru, zwiedzanie przełożyliśmy na sobotę.
W sobotę Wrocek szybko się o nas upomniał i zaserwował nam niezawodną pobudkę w postaci przegłośnego alarmu ewakuacyjnego. Dla śpiochów idealny patent na nie-zmarnowanie czasu ;D
I oto pierwsze kroki w tym mieście.
Typowo wielkomiejska przestrzeń:
Nietypowe bloki. Tylko we Wrocku. Jak to mówi moja mama - kosmos.
Pies pod Biedronką. Nie mogłam się powstrzymać.
Most Grunwaldzki:
Ten budynek przypomina mi moją ex-uczelnię w Poznaniu. Nie wiem co to, ale ładne.
Muzeum Narodowe - pięknie obrośnięte. 3 lata temu obeszłam od środka. W tym roku - na zewnątrz:
We Wrocławiu niesamowite jest to, że urok nie jest zamknięty tylko na Starym Mieście czy w większych parkach, jak to najczęściej w wielkich polskich miastach bywa. Tutaj urok kryje się za każdym rogiem. Kiedy byłam tu pierwszy raz, miałam wrażenie, że to miasto zostało zaprojektowane tak, żeby zaskakiwać na każdym kroku. I rzeczywiście - po nowoczesnym skrzyżowaniu dochodzi się do pokrytego zielenią muzeum, a za rogiem czai się gęstwina drzew i krzaków, spomiędzy których wyłania się kameralna przystań z łódkami. W tle wiekowa architektura. I to jest we Wrocławiu najfajniejsze.
Kolejne kroki - kolejne uroki:
Panorama Racławicka:
I kolejna strona miasta:
Na zakończenie - skrzat, czyli nietypowa figurka typowa dla Wrocławia. Nieco większa odmiana popularnych pochowanych w różnych zakątkach miasta krasnali. Te w kolejnych odcinkach.