BUFU

Witam w moim świecie - fotografia, fotografia i trochę rysunku.

Welcome to my world - photos, photos and a bit of drawing.


UWAGA - żeby wczytać czcionkę, zawsze proszę o klik F5 :)

sobota, 26 stycznia 2013

3 godziny w Kazimierzu Dolnym

Zawsze, kiedy pojawia się trochę paliwa w baku, rodzi się pytanie - gdzie by tu pojechać?
Nie za blisko, żeby poczuć inny klimat, i nie za daleko, żeby zdążyć wrócić tego samego dnia.
Bo kto powiedział, że jeśli wyjazd, to koniecznie z noclegiem? Zwłaszcza, gdy chodzi o parę klatek z nowym widokiem i złapanie świeżego powietrza - ale takiego, co pachnie inaczej niż na co dzień...

W tym tygodniu upatrzyliśmy cel na Lubelszczyźnie.
Nie za daleko, nie za blisko i zupełnie inaczej.
Kazimierz Dolny. Słynny turystycznie, dość bogaty historycznie. Czy wart odwiedzenia poza letnim sezonem? Jedziemy się przekonać.

Trafiamy na jeden z najmroźniejszych weekendów tej zimy. Wytrzymamy z aparatami w rękach przy kilkunastu kreskach poniżej zera? Nie ma innej opcji.

Pierwsze miejsce, które staje przed obiektywem jest dość oczywiste - Rynek.




A na Rynku jeszcze pozostała resztka świąt... Choinka, anioł i sanie. Z Kamienicami Przybyłów w tle.



Wchodzimy za kolumny, żeby zobaczyć sklepienia.


A na zewnętrznej ścianie zdobniczy symbol JP.
JP jak...?


Jak Jarmark Polski. I założę się, że każdy właśnie tak rozwinąłby ten skrót ;D

Czy to sklepik z pamiątkami, czy pub, czy kawiarnia, czy restauracja - w Kazimierzu wszystko w starym dobrym artystycznym stylu.



We Wrocku była Twoja Stara Restauracja, a w Kaziku mamy Kebab pod Psem. Czy dobry - nie wiem, bo nie próbowałam, ale myślę, że dobra nazwa i rozpoznawalny znak to spory krok do sukcesu.


Z każdej strony widać, że Kazimierz Dln. żyje turystyką. Lokale i pokoje gościnne. Tylko tego zimowego dnia mało ludzi przewijało się po rynku i okolicach... Miasteczko wydawało się takie wymarłe, ciche, prawie jak na końcu świata...


Oddalamy się trochę od Rynku. Tutaj jeszcze bardziej wieje pustką. Spojrzenie w kierunku "centrum":


I na ruiny zamku:


I jeszcze raz na serce miasteczka:


A na panoramce załapał się jeden z najpiękniejszych owczarków, jakie w życiu widziałam :)


Czas zmienić punkt widzenia.
Na najlepszy punkt obserwacji - Plac Trzech Krzyży. Yyy...nie, nie, jesteśmy z dala od Warszawy, i choć tutaj ważnym miejscem jest ta sama ilość tych samych elementów, to zabierze więcej trudu.
Czas wejść na Górę Trzech Krzyży.
I chociaż daleko jej do Giewontu czy nawet do Gubałówki, dla mnie każda wysokość to wyzwanie, zwłaszcza, gdy schody pokryte są uklepanym śliskim śniegiem... Ale dziękuję swojemu D. za "zmuszenie", bo widok był tego wart :)






Na horyzoncie Wisła:


I zejście na ziemię. Trochę życia tchnęły w Rynek biegające psy. W roli głównej, jak mniemam - tutejszy, i mam nadzieję, nie bezpański - owczarek szkocki.




Przepiękny :)


Po spotkaniu z czworonogami był jeszcze spacer nad Wisłą, nie przyniósł mi on niestety żadnego udanego ujęcia. Mam nadzieję na uzupełnienie w poście mojego D. :)

Ostatnia część jednodniowej wycieczki - małe uliczki odchodzące od Rynku.


Na pierwszym i drugim planie niezwykle urocze domy.
Każdy z nich ma przy sobie przeciasne podwórko, wypełnione niesamowicie klimatycznymi przedmiotami! Nie dało się oczywiście bezczelnie wejść do środka, żeby pokazać to na zdjęciach, a szkoda. Jedyne, co mi pozstało, to wychylić się za płot i podziwiać kawałek podwórka urządzonego jak w bajce! Ciężko ująć to w słowach. Każdemu, kto będzie w Kazimierzu Dln., polecam zajrzeć za płoty dwóch domów i poczuć ten bajkowy klimat. Gdzie? Schodząca w dół skośna uliczka, nieco niżej od kościoła farnego, zaczynająca się przy restauracji Widok.




A na dole tajemniczej uliczki Galeria. Jedna z wielu w Kazimierzu. Właściwie to odniosłam wrażenie, że jest to miasteczko galerii. Przepełnione sztuką, jakby co trzeci mieszkaniec był artystą. Z pewnością takie miejsce może być inspirujące.





Kazimierz Dolny monochromatycznie:









Na zakończenie motyw, który sprawił, że zawsze chciałam to miejsce zobaczyć.
Drewniana studzienka. To był pierwszy temat na lekcjach rysunku. Nawiązanie przez prowadzących do Kazimierza Dolnego na stałe zapisało w mojej pamięci skojarzenie z tym miejscem tego symbolu.


:)
2005!



niedziela, 9 grudnia 2012

O tym, któremu źle z oczu patrzy

Współczesna stylistyka Audi już na froncie każdego modelu pozostawia łagodność bardzo daleko. Nowemu A3 też źle z oczu patrzy. I nie są to pozory, bo można się w nim poczuć całkiem niegrzecznie.


Wizualnie nie robi większego wrażenia, ale trzyma się zgrabnie i nie ma mu czego zarzucić. Łatwo zauważyć, że to hatchback o sportowym zacięciu.



Za kierownicą nie mogłam za bardzo nagrzeszyć, a i tak przyznam, że te parę symbolicznych pociągnięć łopatkami dało dużo przyjemności. O niegrzeczną jazdę, do której A3 ma predyspozycje, zadbał mój niezawodny kierowca.


Zimowe warunki skusiły nas do serii śnieżnych strzałów z A3 w roli głównej:










Fajnie było spędzić parę km z tym autem, zwłaszcza, gdy wskazówka obrotomierza witała gorąco czerwonego pola, w te bardzo mroźne dni...


A mój niegrzeczny kierowca nie tylko za kierownicą siedział, bo i za puchą z obiektywem mu się zdarzyło, a oto i efekt ; ) KLIK