BUFU

Witam w moim świecie - fotografia, fotografia i trochę rysunku.

Welcome to my world - photos, photos and a bit of drawing.


UWAGA - żeby wczytać czcionkę, zawsze proszę o klik F5 :)

sobota, 19 listopada 2011

Jeden dzień. Tysiące myśli.

Z okazji moich urodzin piszę posta urodzinowego. Trochę życiowych refleksji po kolejnej 'wiośnie', a raczej jesieni. Szarej, smutnej już jesieni...

Były urodziny w Grajewie, były w Poznaniu, były w Warszawie, były w każdym z trójmiejskich miast, potem znów w Warszawie, potem w Pruszkowie. A dzisiaj wracamy do korzeni. Grajewo, i kolejne zdjęcia na górce w Rajgrodzie...



Co się zmieniło przez te wszystkie lata?

Z roku na rok coraz mniej mam wszystko w dupie. A szkoda.



Z roku na rok coraz mniej pływam, a kiedyś to była podstawa do udanego letniego dnia. Godziny w jeziorze...
Z roku na rok coraz mniej pływam łódką. Ostatni raz? Chyba z 5 lat temu...



Z roku na rok dostaję coraz mniej życzeń. :D
Dziękuję wszystkim, którzy ciągle pamiętają!



Z roku na rok coraz mniej oddycham świeżym powietrzem.
Z roku na rok coraz mniej się bawię, coraz mniej piję. ;)
Coraz więcej myślę. A niepotrzebnie.



To miał być szczęśliwy dzień. I był.

Bo nic nie jest lepsze od chwil z najbliższą osobą.

Miałam się cieszyć. I cieszyłam.
Miałam się nie smucić. A smuciłam.

Bo nic nie jest gorsze od prędkości światła, z jaką te chwile ulatują...



Z roku na rok jest coraz więcej zmian. Coraz mniej tych na lepsze. Coraz więcej na gorsze. Coraz więcej trudnych wyborów...



Coraz więcej tęsknoty.
Za ludźmi. Za miejscami. Za dawnymi latami. Za dawnym sobą.

W tym roku mam tysiące myśli. Wszystko dlatego, że żyję w kraju, w którym, jak to mówi Grabaż, "wszyscy chcą mnie zrobić w chuja".

Piosenka na refleksje: Kings of Convenience - Homesick



Tęsknić za miejscem, które się kocha, czy tęsknić za osobą, którą się kocha?
Oto jest pytanie.
TPSA pyta: Kierować się sercem czy rozumem?
Ja odpowiadam: Po co kierować się samym rozumem, jeśli nie pojmie tego, co straci serce...

Bo to miejsce, bez tej osoby, nie jest już tym samym miejscem, za którym się tak tęskni...



Bo najważniejsze to znaleźć radość tych wspólnych chwil. Nieważne gdzie.

Piosenka na pożegnanie: Kasabian - Goodbye Kiss



Piosenka na nadzieję: Mystery Jets - Show Me The Light



:)

piątek, 11 listopada 2011

Pozdrowienia z Białegostoku

Pozdrowienia są, obrazka nie ma.

Podobno fotograf nie rusza się bez aparatu. Niestety, mnie ta zasada coraz częściej omija. Brak posiadania w miarę uniwersalnego obiektywu w pakiecie z milionem odbytych podróży z ciężkimi bagażami, kilkuset-kilometrowe przeprowadzki z całym osobistym dobytkiem drogą torową mogą mnie do tego zniechęcić. Perspektywa spędzenia krótkiego czasu z przyjaciółką w mieście, które nie świeci ani większymi atrakcjami ani słońcem, też może. Rozwiązanie? Spontan, podstawowe rzeczy do plecaka, rezygnacja z plecaka numer dwa i wio.

A Białystok? Podobno się zmienił.
Stolicowo mego rodzinnego województwa ostatni raz stanęło ze mną twarzą w twarz jakieś 7 lat temu. Najbliższe większe miasto wydawało się być kiedyś wielkim światem. Poszukiwania dżinsów na nowy rok szkolny na Kawaleryjskiej, zakupy rodzinne w makro [;D], burżujska Lipowa, lody włoskie przy Pałacu Branickich, zakazane piwo w piaskownicy za "Zieloną Oazą", jazda MPK-ami na wakacjach, pierwsza wizyta w zoo, pierwsze wrażenie po zasiadaniu za kierownicą x razy większej wówczas od siebie Hondy w salonie...

A dzisiaj? Dzisiaj nie zwiedzamy. Dzisiaj jest nam zimno. Dzisiaj nam się nie chce. Dzisiaj nie mamy kasy, bo przecież nie będziemy reaktywować wspomnień i poszukiwać uroku Białegostoku o tak zwanym "suchym pysku". Smutne, ale prawdziwe.
Moja wycieczka po mieście ograniczyła się do zakupów w piekarni, Społemie, Biedronce i rekordowo szybkiego wyskoku do Warszawy z cyklu "last minute".

Wrażenia? Jest w tym mieście coś, co pozwala czuć się dobrze. Uczucie, kiedy stojąc na balkonie w centrum między blokowiskami, masz przed oczami widok na wielkomiejską architekturę poprzeplataną drewnianymi chatami i trawiastymi polami rodem z polskiej wsi, jest niesamowite. Spokój w mieście rzecz bezcenna. A korki polegające na wolnym poruszaniu się, a nie staniu "godzinami" w miejscu sprawiają, że można się uśmiechnąć. I to mówię ja - wściekła tymczasowa i była "Warszawianka".

Mam nadzieję, że wrócę, będę, zobaczę, sfotografuję. Wtedy oczywiście się podzielę.



W tym momencie pozdrowienia dostaje po raz kolejny Ania vel Tryka aka Rolnik + jej ekipa z białostockiego mieszkania.